Nie zdawałam sobie sprawy ile można się nauczyć szyjąc jeden ciuch. Dowiedziałam się na przykład gdzie mam biodra. Tak, tak... Bo to wcale nie było to dla mnie takie oczywiste, a nawet nie zdawałam sobie sprawy z własnej nieświadomości! Talia wiadomo gdzie jest, w pasie, tam gdzie najwęziej. No a biodra są"trochę niżej" przecież, prawda? O niedokładności tego stwierdzenia przekonałam się podczas pierwszej przymiarki, kiedy to kiecka za Chiny Ludowe nie chciała mi się wcisnąć na tyłek. Okazało się że biodra mam niżej niż myślałam a zdejmując miarę minęłam się z rzeczywistością o bagatela 6 cm!!! Łzy w oczach, panika i przemożna ochota ciśnięcia szmaty w kąt.
Po raz kolejny jednak doszła to głosu moja ciut-Przerośnięta Ambicja i Ośli Upór które podszepnęły mi: " co? Ty nie dasz rady?" Wyciągnęłam gada z konta, rozprułam boczne szwy, przesunęłam boczne szwy najbliżej brzegu jak się tylko dało. I tym razem wcisnęłam tyłek. Ufff... Jak widać spódnica jest bardzo dopasowana ale jednocześnie na tyle wygodna że wysiedziałam w niej w samochodzie całą drogę do Warszawy a następnie na seminarium od 9 do 23 wieczorem.
detale |
Jako wykończenie i na osłodę znojnego szycia pierdyknęłam sobie supełek wg instrukcji Marchewkowej który dodatkowo wzmocnił pęknięcie z tyłu spódnicy.
supełek |
Jako że mój romans z maszyną do szycia kwitnie i powstają nowe rzeczy możecie się wkrótce spodziewać kolejnych moich maszynowych wypocin, a ponadto planuję małe candy włóczkowe. To wszystko już wkrótce.
Stay tuned!