Na plecach czuję już powiew nadchodzącej zimy. Ale spokojna głowa. Jesteśmy na tę okoliczność rodzinnie, zbiorowo zabezpieczeni. Nikt z nas marznąć nie będzie, a to za sprawą dzierganych grzałek w które wyposażyłam całą rodzinę. Dziś będzie o chustach: mojej i krysiowej.
Moja to znana i lubiana przez wiele dziewiarek Gail , ale dla mnie jest ona o tyle niezwykła, że zrobiłam ją z wełny własnoręcznie farbowanej. Podczas wakacyjnego pobytu na wsi u Rodziców poczyniłam pierwsze farbiarskie próby, a ta dokładnie była próbą nr 2, jak najbardziej moim zdaniem udaną. Efektem były iście jesienne kolory.
Chusta była projektem wakacyjnym i powstawała z bardzo zacnych okolicznościach przyrody. W jej oczka wplotłam rozgrzewające promienie chorwackiego słońca...
Co do grzałeczki Krysi, to miałam gdzieś w zapasach 50g motek Mohabella Rodel, 70% Poliakryl, 30% Mohair. Kolorystycznie dopasowało mi się toto do zimowej kurtki dziecięcia i tak machnęłam za jeden wieczór chusteczkę najprostszą z możliwych
Dobrze że było tego tylko jeden motek, bo takie długowłose mohairy to nie jest mój ulubiony materiał. Ale Krysia jest zachwycona miękkością chusty i to jest najważniejsze.
Wspaniałe chusty :-)
OdpowiedzUsuńTwoja jest doskonała - przepiękny kolor i śliczny wzór. A najważniejsze, to w chłodne zimowe dni będziesz się otulała w słońce Chorwacji :-)
Chusta Twojej córci jest prześliczna :-) Miękka i w idealnym kolorze.
Pozdrawiam serdecznie.
Obie przytulanki cudowne.
OdpowiedzUsuńŚliczne chusty zrobiłaś
OdpowiedzUsuńGail jest przepiękna w każdym kolorze a z samodzielnie pofarbowanej włóczki jeszcze piękniejsza.
Pozdrawiam