Dziergam od kilkunastu jeśli nie ponad dwudziestu lat i nigdy nie byłam stałą bywalczynią pasmanterii. Zawsze korzystałam ze starych, ogromnych zapasów włóczek mamy albo recyclingowałam swetry z SH. I o tym właśnie dzisiaj będzie, bo jak się okazuje sporo dziergających osób nie wie jak się do tematu zabrać.
Pierwszym krokiem jest wybranie się do SH i zakup swetra. Ja zawsze zwracam uwagę na to co jest napisane na metce, z jakiego materiału sweter jest zrobiony, oraz jakiego rodzaju są szwy. To bardzo ważne. Szwy powinny być podobne do tych które same stosujemy w robótkach. Jeśli brzeg szwu jest obrzucony maszynowo, to lepiej sobie taki sweter darować, ponieważ dzianina pod szwem jest ucięta nożyczkami i niewiele nam ze sprucia swetra zostanie )kupka kilkumetrowych kawałków nici). Poniższe zdjęcia powinny przedstawić obrazowo o co mi chodzi:
szew nie nadający się do sprucia
szew nadający się do sprucia
Po zakupie swetra trzeba go wyprać, wysuszyć...
... następnie rozpruć szwy łączące poszczególne części i spruć te części.
W tym momencie dochodzimy do najbardziej żmudnego etapu pracy, bo okazuje się często że nić czy włóczka jest odkształcona i pofalowana wieloletnim często przebywaniem w drutowym czy szydełkowym splocie. Trzeba ją wyprostować. Technik jest kilka. Ja zwykle nawijałam włóczkę na motowidło i prałam -ten sposób przedstawię innym razem.
Przy okazji zakupu powyższego swetra zostałam zmuszona do znalezienia innego sposobu, ponieważ materiał z którego jest zrobiony to chyba jakiś rodzaj lurexu, albo innych syntetycznych i bardzo lejących nici. Pobuszowałam w internecie i postanowiłam spróbować wyprostować nić za pomocą pary. Używając 2 garnków z pokrywkami i 2 drewnianych drutów do dziergania zaimprowizowałam taką oto parową prostownicę:
Przyznam że byłam bardzo zdumiona skutecznością tej metody. Włóczka w momencie się prostowała. Wystarczyła jaj dosłownie sekunda nad parą podczas przewijania z jednego kłębka w drugi. Tak wygląda efekt:
Drugą przetestowaną metodą było prostowanie w mikrofalówce. Polega to na nawinięciu włóczki na szklaną butelkę lub słoik i "ugotowanie" w mikrofali. Podeszłam do tego ze sporą dawką rezerwy bo bałam się żeby nici się nie uszkodziły, dlatego nastawiałam nici ostrożnie, na krótkie czasy, a dokładnie 3x1 min. Myślę że do każdego gatunku przędzy trzeba dobrać czas gotowania indywidualnie:
Efekt prostowania tych nici w mikrofali był nieco gorszy niż nad parą ale wystarczająco zadowalający.
Obecnie z tych czarnych nici powstaje suknia, która jeśli tylko zdążę będzie miała swój debiut na ślubie i weselu mojego Brata w pierwszą sobotę września. Trzymajcie kciuki żebym zdążyła, bo to bardzo pracochłonny projekt!
Mam nadzieję że mój dzisiejszy wywód okaże się dla niektórych z Was pomocny. Pozdrawiam ciepło wszystkich odwiedzających!